środa, 14 września 2011

(13) Identyfikacja, czyli co jest czym?

Nazewnictwo plików wynikowych to temat, którym nikt się nie przejmuje. Tymczasem uporządkowanie tego pozornie drugorzędnego obszaru sprawia, że wzajemne relacje pomiędzy Klientem a drukarnią przebiegają znacznie prościej, łatwiej i przyjemniej. Zarówno zbyt wielki luz, jak i nadmierny rygor prowadzą jednak w ślepą uliczkę. Kto ma dorastające dzieci wie o tym najlepiej, a kto ich nie ma, niech sobie przypomni jak sam dorastał.

Pomiędzy skrajnościami
Na początek dwie tzw. życiowe sytuacje.


  • Fragment emaila otrzymanego od klienta: „Grafik wyjechał na urlop, a ja nie bardzo orientuję się gdzie on co ma, więc na wszelki wypadek posyłam Państwu wszystko, co znalazłam. Praca jest na pewno gotowa, więc proszę wybrać sobie to, co się Wam przyda”.
  • Fragment regulaminu pewnej znanej drukarni: „Nazwa pliku przesyłanego do druku winna składać się z szesnastu znaków bez polskich liter, oddzielonych podkreślnikami. Zabrania się używania (...), a struktura nazwy powinna wyglądać następująco: qqqq_xxxx_yyyy_zzzz, gdzie poszczególne znaki oznaczają (…). Pliki nazywane inaczej będą automatycznie odrzucane przez system(…). Za konsekwencję błędów w nazwach plików nie ponosimy odpowiedzialności”.
Pomiędzy tymi dwoma skrajnymi sytuacjami, których wymowy i absurdu nie muszę przecież omawiać, jest cała tak zwana zdroworozsądkowa normalność, o której poniżej.

ISO nie gryzie
ISOwska zasada identyfikacji i identyfikowalności, w przełożeniu na „normalny” język oznacza tylko albo to, że na każdym etapie procesu realizacji wyrobu, nie może być wątpliwości, co jest co? Aby to było możliwe winien istnieć ujednolicony i czytelny system nazewnictwa. Może on wyglądać następująco:
  • Nazwa folderu w którym znajdują się pliki określa klienta, rodzaj publikacji i nr zlecenia
    • np. KOWALSKI_ULOTKA_ZLECENIE 1322/2011
  • Nazwy podfolderów – określają przeznaczenie plików
    • np. DO DRUKU, PODGLĄDY, MASKI
  • Nazwy plików – określają części publikacji
    • np. OKŁADKA, SRODEK, WKŁADKA.
  • Prefiks w nazwie pliku - oznacza kolejny numer w ramach danej części
    • np. 001_środek, 430_środek, 01_okladka, 02_okladka....
Dobrze jest aby nie łączyć w jednym pliku paru części publikacji, natomiast w ramach danej części, nie ma znaczenia czy dostarczymy jeden wielostronicowy pdf, czy też osobny pdf dla każdej strony. Ważne jest natomiast, aby prefiks w nazwie pliku miał zawsze tyle samo cyfr. Niepomiernie ułatwia to właściwe sortowanie. Tak więc strona pierwsza będzie miała prefix "01" przy 99 stronach publikacji, a "001" jeśli publikacja ma minimum 100 stron a maksimum 999 stron.

Wersje
Bywa, że po przesłaniu plików do druku, zachodzi potrzeba wprowadzenia poprawki (oby tylko jednej). Zachowując ustalone zasady nazewnictwa, oznaczajmy te poprawione pliki w sposób umożliwiający ich łatwą identyfikację. Można do nazwy na koniec dodać słowo: "_pop", "ver2". (rekordziści wśród naszych klientów używali już znacznika "ver6".)
Myląca jest natomiast dla drukarni sytuacja, kiedy grafik w nazwach plików pozostawia informacje pochodzące z etapów pracy ze swoim klientem końcowym. Na przykład wysyłając mu do zatwierdzenia okładkę nazwał plik: "okładka-do zatwierdzenia". Kiedy klient ją zatwierdził, grafik przekierował plik do drukarni, a na kontrolingu mamy zagwozdkę: jakie jest przeznaczenie pliku "do zatwierdzenia" i kto z nas mógłby to uczynić.

Kłopoty z liczeniem
Pozostając w obszarze cyfr i liczb, czas na dwa aksjomaty albo jak kto woli dogmaty poligraficzne.
  • Każda okładka (z grzbietem czy bez) ma cztery strony a nie dwie!!!
  • Środek książki, katalogu, czasopisma i każdego innego wydawnictwa złożonego (czyli posiadającego okładkę i tzw. wkład), zaczyna się od numeru jeden, a nie od numeru trzy!!!.
Uwzględnienie tych „prawd objawionych” już na etapie zapytań kalkulacyjnych uchroni nas przed wieloma nieporozumieniami. Bywa, iż klient wypełniając formularz, w pozycji „kolory okładki” wpisuje 4+4 lub CMYK+CMYK, gdy tymczasem okładka jego książki ma kolorystykę 4+0, wewnętrzne jej strony (2 i 3) są bowiem bez zadruku, a kolor występuje na stronach zewnętrznych (1 i 4). Podobny zamęt występuje przy podawaniu ogólnej liczby stron publikacji książkowej. Jedni w tym rachunku uwzględniają okładkę, inni nie. Odwołanie się do dogmatu nr 2 sprowadza błądzących na właściwą drogę, a nas wreszcie wyprowadza z tej nudnej krainy liczb i rachunków, ku radosnemu „parowaniu stron”.

To do tanga trzeba dwojga...
W czasach montażu ręcznego z filmów, naświetlanie stron odpowiednimi parami było dla pań montażystek wielkim udogodnieniem. Do dziś pamiętam poprzyklejane do obrzeży monitora ściągi z listami najczęściej stosowanych parowań. Obecnie przy montażu elektronicznym, można taką „przysługą” więcej sobie zaszkodzić niż pozyskać sympatii. Tym bardziej egzotyczne wydają się być przypadki przesyłania do druku par „widzących się” stron, które w publikacji występują obok siebie, np. 2 i 3 , 4 i 5 itd. No, ale życie byłoby nudne bez takich dowcipnisi.
Jednym słowem: do druku dostarczajcie wyłącznie pojedyncze strony publikacji. Zadbajcie jedynie o prawidłowe spady i jednorodne wymiary, a resztę pozostawcie procesowi impozycji.
Jednym z nielicznych wyjątków od tej reguły jest plik z okładką. Zważywszy w zasadzie na stałą konstrukcję tej części publikacji, dopuszcza się, a nawet zaleca, aby już na etapie projektowania łączyć strony 4 i 1 oraz 2 i 3 (plus grzbiet jeśli jest). Nie zawsze jest to rozwiązanie optymalne, ale zagadnienie prawidłowego przygotowania do druku książek i „wyrobów książkopodobnych” szerzej będziemy omawiać w osobnym odcinku Chochlika



Z chochlikowym pozdrowieniem
Ilustracje: Bronisław Józefiok

6 komentarzy:

  1. U nas z punktu widzenia podwykonawcy drukarni, mamy podobny kłopot. Na palcach jednej ręki (no może dwóch rąk) można policzyć (w tym CUD) ile zleceniodawców przysyła przyzwoite zlecenie na wykonanie wykrojnika - ze swoim numerem zlecania, z choćby kodową nazwą zlecenia, z rodzajem materiału itp. Jakże często plik z rysunkiem wykrojnika nazywa się "wykrojnik.pdf"... A potem mamy wyjaśnić co to jest za pozycja na fakturze o nazwie "wykrojnik" i czego dotyczy... ech

    OdpowiedzUsuń
  2. @Paweł - Dzięki za docenienie CUD-u.
    Stosowanie numeru zlecenia jako podstawowego składnika identyfikacji pracy ma wiele zalet, w tym m.in daje możliwość łatwego odszukania prac archiwalnych. Bywa, że Klienci odnoszą się w swoich kontaktach biznesowych z drukarnią do wcześniejszych prac, ale szybkie odszukanie właściwego pliku o nazwie "ulotka" w archiwum składającego wielu tysięcy prac jest iście zadaniem heroicznym... Na szczęście rezygnacja z archiwum na płytach DVD na rzecz 2-terabajtowych dysków twardych ułatwia zadanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko bardzo ładnie, jeśli w firmie jest osoba panująca nad Wszystkim, tj. klient - grafik - drukarnia - klient. Ja mam w komputerze pliki nazywane wg zasady: firma_rodzajpracy-format_proj/skład/druk (niepotrzebne skreślić). Jeśli druk czy inne wykonanie jest na zewnątrz, to jeszcze dodaję sobie wiadomy identyfikator, żeby po dwóch czy pięciu latach móc odnaleźć właściwy konkretny plik, bo zdarza się, że dla firmy X plik był przygotowany tak, a dla Y nieco inaczej (proszę sobie wyobrazić, są drukarnie przyjmujące prace tylko w jpg).
    Do drukarni rzecz powinna trafić z nazwą mojej firmy na początku i tak zwykle jest. Ale numer zlecenia? Zlecenia czyjego?
    Tu by się przydała właśnie taka Wszystko-osoba, Leon Zawodowiec plików ostatecznych.

    Swoją drogą, pojęcia nie miałam, że istnieje jakieś ISO w tej dziedzinie. System jako jedynie słuszny wymyśliłam sama, kiedy objęłam stanowisko po kreatywnej pani, która kamuflowała prace pod nazwami: projekt, projekt git, git podgląd, 1., 2., 3asuperdruk,ulotka zat, sądząc zapewne, że wystarczy folder ze szczątkową nazwą firmy, dajmy na to Metalchem: met, a w nim te wszystkie git, super i 1, 2, 3a.
    Potem w pierwszym tygodniu mojej pracy bywało, że przychodził klient, przedstawiał się nazwą firmy i coś tam chciał poprawiać w pliku. No to szukamy. Piszę w wyszukiwarce nazwę firmy. Jest. Znajduję folder. W folderze trzy pliki. Jeden "wi_nazfir", drugi "dobredo druku", w trzecim "baner git" - nic. Nie było wyjścia, trzeba było robić od nowa, jesli nie były skomplikowane. Jak były, to szukałam do upadłego. Znajdowały się najczęściej na pulpicie, pod najdziwniejszymi nazwami, a też w folderach innych firm.

    Po ponad 4 latach pracy znajduję rarytasy, o których google desktop nie wie...

    OdpowiedzUsuń
  4. @mlk - Norma ISO nie określa sposobu jak mają się nazywać pliki produkcyjne. Ona jedynie zaleca, aby w danej firmie został opracowany, udokumentowany, wdrożony, rozpowszechniony i doskonalony system nazewnictwa. Wtedy np. w sytuacjach takich o jakich mówisz, kiedy istnieje potrzeba przejęcia po kimś stanowiska, wystarczy nowej osobie zapoznać się z odpowiednim zapisem w dokumentacji by zorientować się jaki system nazewnictwa istnieje w firmie, gdzie pliki są składowane, gdzie są ich kopie, gdzie i w jaki sposób są archiwizowane.

    Co do numeru zlecenia - to u nas w drukarni w momencie kiedy klient wystawia zamówienie powstaje zlecenie produkcyjne o odpowiednim numerze - i ten numer towarzyszy wszystkim procesom począwszy od studia graficznego a skończywszy na ekspedycji.

    Co do Leona Zawodowca, to z zasady winien ją pełnić pełnomocnik ds. ISO lub Systemów Zarządzania Jakością w firmie. U nas ja jestem tą osobą, i robię co mogę.

    pozdrawiam i dziękuję serdecznie za wszystkie bardzo dla mnie cenne refleksje.

    andrzej

    OdpowiedzUsuń
  5. @mlk - u nas w studio graficznym temat nazewnictwa rozwiązany jest następująco.
    1. Z chwilą otrzymania zlecenia - grafik półautomatycznie zakłada na dysku sieciowym folder o nazwie: NumerZlecenia_Klient_Nazwapracy
    2. W folderze tworzą się automatycznie cztery podfoldery: Wejście, Realizacja. Wyjście, Zatwierdzenia
    3. W "Wejściu" gromadzone są wszystkie pliki i korespondencja od Klienta
    4. W "Realizacji" zakładana jest praca w IND, AI,. Corelu czy też PS i tam jest tworzony projekt
    5. W "Wyjściu" są pliki wynikowe - te posyłane do Klienta i te ostateczne przeznaczone do druku
    6. W "zatwierdzenia" są przechowywane wszystkie zapisy z zatwierdzeń dokonanych przez klienta: emaile, pliki tekstowe, notatki

    Grafik pracuje na dysku sieciowym który jest parokrotnie w ciągu dnia mirrowany. Kopie ważniejszych rzeczy robi sobie także na dysku lokalnym.
    Po zamknięciu zlecenia i przekazaniu plików do druku - całość jest pakowana i wrzucana na dysk archiwizacyjny który ma swój mirror na osobnym dysku.
    Pliki archiwizacyjne są online dostępne na wszystkich uprawnionych stanowiskach. Mirrory plików archiwizacyjnych sa ukryte.

    pozdro
    a.

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba mi się to. I to ISO i ten pomysł z dzieleniem zlecenia na etapy.

    Tymczasem nie mogę nawet przeforsować najprostszej rzeczy, jak taka, żeby w korespondencji wewnątrzfirmowej, kiedy np. przesyła się maile od klientów, zmieniać temat maila. I pisać w nim np. ABC - ulotka - projekt albo ABC - zapytanie termin.
    Bo ja to jestem zwykły leniwy grafik, który by sobie bez końca ułatwiał i ułatwiał:)

    OdpowiedzUsuń