środa, 10 sierpnia 2011

(8) Monitory i plujki


Nikomu, kto zajmuje się przygotowywaniem prac do druku nie jest obca ta chwila. Kolejna praca zakończona, plik zatwierdzony i posłany do drukarni. Na ostatni moment, ale zdążyliśmy. Teraz pozostaje tylko czekać na transport z pierwszą partią gotowego nakładu. I tylko te myśli, jak kornik wgryzające się w umysł: czy czegoś nie przegapiliśmy, czy posłaliśmy właściwą wersję pliku, czy zamieniliśmy RGB na CMYK-a, a fonty na krzywe. I tylko ten krzyk budzący sąsiadów po nocy: Józek chyba nie zadałam spadów...

Punkt odniesienia
Jeśli wprowadzacie w swoje poligraficzne życie wszystkie święte zasady, porady i zalecenia z kolejnych odcinków Chochlika, możecie teoretycznie rzecz biorąc, spać spokojnie. O ten Wasz spokojny sen Chochlikowi bowiem chodzi, kiedy w bezsenne swoje noce stuka w klawiaturę starego PC-ta. Wierzę, że lektura tego tekstu przybliży Was jeszcze bardziej do prawdy, aczkolwiek parafrazując klasyka od czystych rąk, pytam się ciągle: Cóż to jest prawda...w poligrafii ?



Prawdzie o kolorach poświęciliśmy już trochę uwagi. Wiemy, że najbardziej wiarygodnym punktem odniesienia dla grafika winny być markowe wzorniki kolorów, wymieniane sukcesywnie wraz z upływem czasu na nowe. W odcinku „Kolorowe jarmarki” zamieściłem wykaz przykładowego zestawu wzorników, który winien znaleźć się na wyposażeniu każdego studia graficznego zarówno w wersji freelanserowej, jak i korporacyjnej.

Monitory, czyli jak cię widzą, tak z Ciebie doją...
Zawsze aktualny, pełen racjonalnych uzasadnień i równie tylu mitów, pozostaje temat monitorów graficznych. Napędzane aktywnością specjalistów od social marketingu dyskusje na branżowych forach, próbują ich wysoką cenę uzasadniać idącą w miliony ilością barw i sięgającą aż po grób wiernością kolorów.
Od lat mam przyjemność współpracy z wieloma zdolnymi grafikami. Z tego doświadczenia rodzi mi się jedna, banalna w swej oczywistości refleksja. Najważniejszy nadal pozostaje człowiek.
W naszym studiu mamy kilka monitorów graficznych, ale zgodnie z chochlikową zasadą nie będę polecał konkretnej marki. Będę natomiast polecał, takich ludzi jak Krzysiu, którzy są w stanie skalibrować każdy monitor, o ile nie pochodzi z najniższej półki marketu nie dla grafików.
Tak więc moja prawda o monitorach brzmi: 2000-3000 zł, kalibrator i godzina pracy Krzysia. Reszta leży zaś w tej niezwykłej umiejętności przekładania w locie prawdy ekranu na prawdę papieru oraz trafiania na odpowiedni nastrój naszej przemiłej Ewuni, która dzieli kasę nie tylko na monitory.
Ostrzegam, że kiedy po publikacji tego tekstu, lobby producentów monitorów i inne złe moce doprowadzą do likwidacji mojego bloga, zacznę wzorem niejakiego Alfreda Sirleafa z Monrowii, prowadzić na murze naszej drukarni blog analogowy, aby sprawy bronić, jak niepodległości, aż do ostatniej wolnej cegły.

Drukowanie przed drukowaniem
Kolejnym sposobem poznawania prawdy są wydruki. Niebawem dojdzie do tego, że kolorowe drukarki będą dodawane gratis do każdego bochenka chleba, a więc dostęp tą drogą do prawdy o kolorach wydaje się wielu osobom rozwiązaniem optymalnym. Rozczarowanie jest jednak równie bolesne jak nieuchronne.
Koszty eksploatacji tych urządzeń bardzo szybko przekraczają koszty ich zakupu, szczególnie kiedy stosuje się zalecane przez producenta, oryginalne tusze. Tak zwane zamienniki są wprawdzie tańsze, ale nie ma tu już mowy o trzymaniu jakichkolwiek norm kolorystycznych. Można też stosować metodę „na narkomana” i strzykawką doładowywać puste zbiorniczki, ale ile się człowiek przy tym upaćka, zanim się naćpa... Bywa czasem, że pomieszanie tuszów domorosłych producentów powoduje zatkanie się głowicy, a nawet całego systemu podawania koloru.
Także tzw. oszczędne używanie „tylko wtedy, kiedy naprawdę potrzeba, a nie do każdej bzdury”, przynosi skutek odwrotny. Głowica zasycha jak motyl i często w tym stanie pozostaje już na zawsze.
Najgorsze tkwi jednak gdzie indziej. Wydruki po wyjściu z popularnych drukarek wyglądają jak niektóre damy po wyjściu z salonu urody. Błyszczące, efektowne żarówy, dobre na etapie zatwierdzania projektu u Prezesa w gabinecie. Jednak w druku offsetowym jak pod prysznicem: tapeta spływa, błyszczyk i sztuczne rzęsy odpadają, a naga prawda poraża swoją okrutną banalnością. Wtedy panu Prezesowi nie pozostaje nic tylko westchnąć: przecież ja, kurna, zatwierdzałem zupełnie inny projekt.

Niewierny Tomasz
Oczywiście nie wyobrażam sobie studia graficznego nie posiadającego dobrej drukarki kolorowej, najlepiej zresztą drukującej w formacie A3+. Na wielu etapach projektowania i przygotowywania prototypów jest ona niezbędna. Rzeczywistość wirtualna na szczęście nadal przegrywa z realem i często jak Klient nie pomaca, to nie uwierzy, że Twój projekt to zupełnie nowa jakość w grafice światowej.
Także portfolio na elektronicznym nośniku lub w internetowej chmurze to jedna rzecz, a gustowny segregatorek z osiągnięciami, zręcznie podstawiony prezesowi przed oczy to zupełnie inna sprawa i inny efekt. Natomiast wydruk z drukarki, nawet stosunkowo drogiej i wypasionej, nie może stanowić podstawy do weryfikacji kolorystycznej wyrobu poligraficznego.
Ponieważ jednak tematu tego nie da się nawet pobieżnie obwąchać za pomocą 6000 znaków jednego odcinka Chochlika, przerywam w tym miejscu, aby do sprawy wrócić za tydzień.


Z chochlikowym pozdrowieniem
Andrzej Gołąb
www.print4all.pl

Ilustracje: Bronisław Józefiok


3 komentarze:

  1. Będąc ostatnio w pewnej drukarni chciałam wytłumaczyć Pani, o jaki kolor mi chodzi, poprosiłam więc o wzornik i odnalazłam odpowiedni kolor, który jak się okazało był zupełnie, ale to zupełnie inny niż ten na próbnym wydruku. Niestety Pani stwierdziła, że zadany w pracy kolor o dokładnie tych wartościach nie wyjdzie u nich tak jak we wzorniku. i przyniosła inny wydruk, który w pracy miał zadany interesujący mnie kolor, i poradziła odnieść się do tegoż wydruku. ręce mi opadły, a wzornik wypadł z nich prosto na podłogę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Należy sądzić, iż wzornik odpowiadał stosowanym technologiom druku i był zgodny z podłożem, na którym druk miał się odbyć. Jeśli było inaczej, to drukarnia nie powinna w ogóle takim "trefnym" wzornikiem się chwalić.
    W sumie zawsze z takiej sytuacji można wyciągnąć wnioski na przyszłość, np. co do wyboru drukarni. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pytanie brzmi, czy druk miał być cyfrowy, czy offsetowy.

    OdpowiedzUsuń