czwartek, 28 lipca 2011

(6) Problemy z fontami

Jak długo sięgam pamięcią w moją poligraficzną przeszłość, z fontami zawsze był problem. Albo nie miały tzw. polskich liter, czyli znaków diakrytycznych, albo niektóre fragmenty tekstu skutecznie zawieszały naświetlarkę, albo wszystko się „wykrzaczało” i tekst przypominał alfabet Morse'a w wersji dla płetwonurków. Mimo pojawienia się uniwersalnego formatu OpenType, błąd kroju jest nadal jednym z częstszych powodów odrzucenia pracy, już na etapie preflightingu.


Dzisiaj przyjrzymy się niektórym sposobom radzenia sobie z problemem niesfornych fontów, które jakże często błędnie nazywamy czcionkami. Najpierw jednak jak zwykle, dygresja natury ogólniejszej.

A może to bociany?
W kwietniu bieżącego roku dr Tomasz Wełna z ASP w Krakowie obronił pracę doktorską z dziedziny typografii. Stworzył nowy polski krój pisma pod piękną nazwą Apolonia (czyżby na cześć Poli Negri vel Apolonii Chałupiec?). Podobno jest to pierwsza, prawdziwie polska czcionka od stuleci, a praca nad nią trwała przez wiele lat.
Abstrahując od faktu, iż część typografów kwestionuje nowatorskość dzieła pana Wełny, dla naszych rozważań znaczenie ma świadomość, iż każdy krój pisma (zwany w wersji komputerowej fontem) ma swojego twórcę, a więc podlega prawu autorskiemu. W konsekwencji, aby go używać - szczególnie w celach komercyjnych - trzeba go kupić lub w inny sposób nabyć do niego praw. Wolnoamerykanka, jaka panuje w tej dziedzinie wśród polskich grafików i dtp-owców, jest nieporównywalna nawet z plagą powszechnego piracenia muzyki, filmów i programów komputerowych. Wielu myśli, że kroje pisma po prostu są i każdy je ma, jak pępek w brzuchu.
Stąd rada, którą kieruję zarówno do studiów graficznych, jak i do działów prepressu w drukarniach. Zaopatrzcie się w szeroki zestaw licencjonowanych fontów i zadbajcie, aby każdy krój pisma posiadał swoją wersję: Type1, True Type i Open Type. Oczywiście liczba krojów jakie są w obiegu wyklucza możliwość i sens kupowania ich wszystkich, tym niemniej licencję na kroje, których się używa trzeba mieć.

Kroje do paki
Kłopoty z krojami zaczynają się po przekazaniu pracy do drukarni. Bowiem, nawet jeśli drukarnia posiada krój jakiego użyliśmy, istnieje niebezpieczeństwo, iż pochodząc od innego producenta, mimo tej samej nazwy różni się w istotnych niuansach. W efekcie, w trakcie naświetlania może nastąpić niekontrolowany przeskład tekstu, mimo iż na żadnym etapie nie został stwierdzony błąd.
Wyjściem z sytuacji, dającym najlepsze efekty jakościowe, jest osadzenie krojów w pdfie wynikowym. Możliwość taką posiadają chyba wszystkie liczące się programy DTP. Problem niestety w tym, iż niektórzy producenci fontów blokują tę opcję, wychodząc z założenia, iż jest to naruszenie warunków licencji.
Pamiętajmy przy tym o jednym. Tekst prawidłowo widziany na ekranie, nie gwarantuje wcale, iż dany font w dokumencie się znajduje. Do wyświetlania używany jest bowiem, powstały w procesie rasteryzacji, font ekranowy, który nie ma zastosowania do celów produkcyjnych.
Nie należy także mylić osadzenia krojów z dołączeniem ich do pracy. Bywa bowiem, że klienci z promiennym uśmiechem na ustach i komentarzem „Zróbcie sobie jak tam chcecie” przekazują pracę w pliku otwartym oraz na wszelki wypadek dołączają do niego plik z fontem. Praktyka taka, po pierwsze jest niezgodna z powszechnym wymogiem dostarczania do druku wyłącznie plików zamkniętych (wynikowych), po drugie jest próbą bezkosztowego przeniesienia odpowiedzialności za projekt na drukarnię, po trzecie może być w sprzeczności z prawami autorskimi. Bez posiadania licencji na daną czcionkę nie mamy bowiem prawa jej instalacji na swoim komputerze.

Tiry na tory, fonty na krzywe
Mankamentów opisanych wyżej nie posiada metoda polegająca na zamianie tekstów na krzywe (ze względu na dobre, chochlikowe wychowanie, nie podam potocznej nazwy tej czynności). Zamiany na krzywe można dokonać w samej pracy (zachowując sobie oczywiście wersję nieskrzywioną), bądź „zaptaszkować” tę opcję w trakcie eksportu pracy do pdf-a. Tak czy siak, finalnie tekst przestaje być tekstem, a zamienia się w tysiące albo dziesiątki tysięcy krzywych i węzłów, czyli de facto staje się grafiką wektorową. Problem niezgodności lub braku krojów znika.
Podobnie jednak jak to jest z ideą przeniesienia tirów na tory, tak i zamiana fontów na krzywe mimo swojej skuteczności niesie za sobą także nieoczekiwane skutki uboczne. Wprawne oczy typografów dostrzegą z pewnością, iż czcionka szczególnie w niskiej punktacji traci wskutek tej operacji na ostrości kształtu. Utrudnione jest także dokonanie, w tak zwanej ostatniej chwili, korekty tekstu, a sama struktura pliku wynikowego ulega niepomiernemu skomplikowaniu i „spuchnięciu”. Starsze RIP-y mogą się tu czasem nie wyrabiać.
Rozwiązaniem kompromisowym jest zastosowanie metody mieszanej. Pozostawiamy w spokoju kroje, co do których jesteśmy pewni że doładują się do pdf-a, a zamieniamy na krzywe, tylko te dziwne i podejrzane. Tak więc tiry swoją drogą, a kolej swoją...

Wszystko jest bitmapą
Istnieje grupa grafików, dla których świat składa się wyłącznie z kropek. Jeśli coś nie jest kropką, należy kropką go uczynić. Stąd też pliki do druku przygotowują wyłącznie w postaci tiff-ów lub jpg-ów. Dla nich osadzanie tego co wolne i krzywienie tego co proste, to robota głupiego.
W jakimś sensie jestem tu w stanie zrozumieć fanów PhotoShopa, którym po zakupie tego programu wyczerpał się budżet na inwestycje, choć przecież i z „szopa” da się wykesportować pdf-a z krojami zamienionymi na krzywe. Nie pojmuję jednak zupełnie osób, które tworząc mozolnie pracę w programie wektorowym typu Corel Draw, do druku przekazują bitmapę. Oczywiście, w bitmapie problem krojów znika, ale znika też szansa na dobrą jakość tekstu. Coś za coś. Nie pomoże podbicie rozdzielczości do niebotycznych rozmiarów i scedowanie na drukarnię konieczności ściągania sobie tego Guliwera ze wskazanego serwera ftp. Obrysy liter będą zawsze przypominać ostrze piły do cięcia metalu.
Cóż jednak zrobić, Klient nasz Pan, nawet w kropki...


Z chochlikowym pozdrowieniem
Andrzej Gołąb
Ilustracje: Bronisław Józefiok


5 komentarzy:

  1. No właśnie, mój odwieczny problem z prawami autorskimi do fontów:
    Mam legalny system operacyjny, do którego dołączono ileś tam krojów pisma, rozumiem więc, że jestem w legalnym ich posiadaniu. Oprócz tego mam również legalne oprogramowanie graficzne, do którego również dołączono ileś tam fontów. Czyli rozumiem, że jestem w legalnym posiadaniu krojów pisma w liczbie 2xileśtam. I teraz projektując logotyp używam jednego z tych krojów. Czy ja mogę sprzedać mój projekt? Zakładam, że font użyty w logotypie krzywię i nie dołączam samego pliku fontu do pracy graficznej.
    Próbuję rozgryźć ten temat od jakiegoś już czasu i nadal nie uzyskałam jednoznacznej odpowiedzi.
    Są zdania, że NIE MOGĘ wykorzystywać legalnie posiadanych przeze mnie krojów pisma do celów komercyjnych. W takim razie do czego mi te 2xileśtam (liczba 3 cyfrowa) fontów? Żeby sobie z InDesigna wygenerować pięknego pdfa z listą zakupów i powiesić na lodówce?

    A jeśli do każdej pracy muszę kupić specjalną licencję na font do użytku komercyjnego (żeby móc z czystym sumieniem stwierdzić, że mam wszelkie prawa autorskie do wszystkich użytych przeze mnie elementów pracy), i tej pracy jednak nikt ode mnie nie kupi, to jestem zwyczajnie stratna.
    I jak zinterpretować tą kwestię, gdy chcę brać udział w konkursach graficznych? Przesyłam na konkurs 5 projektów i na wszystkie 5 muszę mieć specjalnie wykupioną licencję do użytku komercyjnego na wykorzystany font? A przecież w najlepszym wypadku wygra jedna z 5 moich prac?
    Pomocy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tu nie widzę żadnego problemu. Font nie jest produktem jednorazowego użytku. Wykorzystujesz go ile razy chcesz. Sprzedając projekt nie sprzedajesz przecież kroju pisma lecz Twoją pracę, szczególnie kiedy kroje zamieniasz na krzywe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za odpowiedź:) Jestem spokojniejsza. Tak też prawo autorskie interpretują firmy zajmujące się profesjonalnie projektowaniem CI. W przeciwieństwie do prawników - specjalizujących się w prawie autorskim, do których swego czasu zwracałam się z prośbą o interpretację.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozwiązaniem optymalnym (zważywszy na kwestie licencjonowania fontów oraz optymalizacji dokumentu) jest osadzenie fontu jako podzbiór (subset). Obecnie polityka licencjonowania fontów ulega liberalizacji. Wielu producentów zezwala nawet na udostępnianie całościowych plików fontu w celach produkcyjnych.

    Jeszcze uzupełnienie kwestii konwersji...
    Utrata ostrości kształtu po konwersji fontów na krzywe jest wynikiem utraty hintingu (zapisanego w foncie), który nie ma wpływu na jakość naświetlania i druku tekstu... Różnica widoczna jest jedynie na ekranie monitora.

    pozdrawiam
    Grzesiek Nowak

    OdpowiedzUsuń
  5. "Utrata ostrości kształtu po konwersji fontów na krzywe jest wynikiem utraty hintingu (zapisanego w foncie), który nie ma wpływu na jakość naświetlania i druku tekstu... Różnica widoczna jest jedynie na ekranie monitora".

    @Grzesiu - tego nie wiedziałem. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń